Adolf Bocheński – romantyk i realista

Piotr Dunin – Borkowski pisze o Bocheńskim jako człowieku „z jednej bryły wykutym”[i]. To tłumaczy, dlaczego z chwilą wybuchu wojny wybrał służbę wojskową, konsekwentnie odrzucając propozycje pracy w dyplomacji i prasie. Kariera wojskowa Adolfa wywoływała zaskoczenie i podziw wielu jego przedwojennych przyjaciół, widzących w nim dotąd klasyczny typ oderwanego do realiów życia intelektualisty. Jego brat Józef, uczestnik kampanii roku 1920, nie dawał mu żadnych szans w wojsku ze względu na słabe zdrowie i indywidualizm wykluczający poddanie się dyscyplinie.[ii] Adolf w roku 1939 ze względu na zły stan zdrowia nie został zmobilizowany. Jednak nie poddał się. Wkupił się do 22 pułku ułanów w ten sposób, że podarował dowódcy szwadronu samochód.

Po klęsce wrześniowej Adolf nie rezygnuje. Przez Węgry i Włochy przedziera się do Francji, kończy podchorążówkę w bretońskim Coetquidan. Z tego okresu mamy pierwsze relacje dotyczące jego niezwykłej postawy wobec kolegów i podwładnych. „Adolf zgłaszał się z zasady na ochotnika do skrobania kartofli, na wartę, do służby, na ćwiczeniach zawsze był gotów do zastąpienia kolegi w noszeniu karabinu maszynowego.”[iii] Potem walczy w Norwegii i za udział w walkach pod Narvikiem zostaje odznaczony Krzyżem Walecznych. Bierze udział w kampanii francuskiej, a po kapitulacji Francji przeprowadza swój oddział z Bretanii pod Marsylię. Dociera do Tuluzy, gdzie wykorzystując znakomitą znajomość języka francuskiego, organizuje przeprowadzkę wielu polskich oficerów i szeregowych przez Pireneje i Hiszpanię do Anglii. W Tuluzie z żołnierskimi paszportami wydreptywał w urzędach wizy i inne dokumenty niezbędne do przeżycia, bądź przedostania się do Anglii. „Stał się najpopularniejszą postacią wśród żołnierzy polskich porzuconych latem 1940 roku na rozpalonym słońcem południa bruku Tuluzy.” [iv]

Pół roku później, w grudniu 1940 roku, wraz z Mieczysławem Pruszyńskim, przepłacając marynarzy korsykańskich, płynie pod pokładem statku do Bejrutu. Na Bliskim Wschodzie wstępuje w szeregi Brygady Karpackiej. W Afryce, a potem we Włoszech wokół jego czynów rośnie legenda. Bocheński świecił prawdziwie rycerskimi cnotami – wsławił się nieprawdopodobną odwagą, oddaniem i pełnym troski stosunkiem do podwładnych, kompetencją i zaangażowaniem we wszystkim, co robił. W kampanii libijskiej zostaje odznaczony Virtuti Militari i ponownie Krzyżem Walecznych. Według Pruszyńskiego w ciągu sto dni obrony Tobruku przez Brygadę Karpacką wykonał 50 nocnych patroli, czyli więcej niż jakikolwiek inny żołnierz. Wsławił się tam m.in. podpaleniem niemieckiej wieży obserwacyjnej. Ranny pod Monte Cassino, wbrew wskazaniom lekarzy, powraca na pole walki. „Zacny sługa Boży, z cywila franciszkanin ze śląskiego klasztoru, rzekł kiedyś: – Podchorąży Bocheński jest człowiekiem, dla którego niebezpieczeństwo nie istnieje. Jest on nie tyle odważnym co raczej nienormalnym”. [v]

Bocheński był zdecydowanym krytykiem działań Sikorskiego, a zwłaszcza prób układania się z Rosją. W związku z jego osobą zachowało się jednak ciekawe świadectwo mówiące o szlachetności Adolfa Bocheńskiego, jego rycerskiej postawie wobec przeciwników oraz szacunku dla osób reprezentujących majestat Rzeczypospolitej. Kiedy w 1943 roku planowana była wizyta Naczelnego Wodza na Bliskim Wschodzie, jeden z oficerów, który okazał się agentem radzieckim-  Klimkowski  – zapowiadał, że publicznie znieważy Sikorskiego. „Słowa te doszły do Adolfa Bocheńskiego, który przekazał Klimkowskiemu, że jeżeli włos z głowy spadnie Sikorskiemu, który reprezentuje ‘majestat Rzeczypospolitej’, to on sam własnoręcznie zastrzeli Klimkowskiego” (…) ‘Nie wątpiono, że wykonałby tą groźbę’”.[vi]

Bocheński zdobywał również uznanie niezwykłą systematycznością i starannością w przygotowywaniu się do wszelkich zadań wojskowych. Kupował książki i podręczniki, wypytywał osoby o większym doświadczeniu. We Coetquidan stał się prawdziwym specjalistą w dziedzinie taktyki użycia karabinów maszynowych. W Afryce stał się instruktorem nawigacji pustynnej. Warta uwagi jest charakterystyka Bocheńskiego pozostawiona przez jego podwładnego i towarzysza kampanii afrykańskiej Andrzeja  Tarnowskiego. „Przede wszystkim był człowiekiem energicznym, ambitnym i kolosalnie zdolnym o niebywałej pamięci, głębokiej i wszechstronnej wiedzy, którą się nigdy nie zadawalał, zawsze chcąc ją zgłębić i poszerzyć.”[vii]

Wojna nie przytłumiła intelektualnej żywości Bocheńskiego, nawet w najtrudniejszych okolicznościach dbał raczej o strawę dla ducha niż dla ciała. Mieczysław Pruszyński pisał „Dwa tygodnie potem byłem na wyspach brytyjskich. Czytałem wrażenia korespondenta Reutera: jak w wieczór po bitwie spotkał na stoku casyńskiej góry, oficera polskiego pułku kawalerii, schodzącego z niej z książką i różą w ręku. Przypomniał mi się Adolf, który, gdy inni w opuszczonych schronach Tobruku szukali amunicji, granatów, konserw, on znajdował w nich – książki.”[viii] Jednak pokusa powrotu do pisania nie przeważyły nad poczuciem obowiązku pełnienia misji żołnierskiej. Odrzuca przekazaną mu przez Jerzego Giedroycia propozycję zostania oficerem łącznikowym do współpracy z francuskim generałem Alfonsem Juin, dowodzącym francuskim korpusem we Włoszech.[ix]

Ginie pod Ankoną w trakcie rozbrajania miny w dniu 18 lipca 1944r. Romantyczne losy wojenne Adolfa Bocheńskiego opisane zostały przez Józefa Czapskiego, Jana Erdmana, Adama Majewskiego, Jana Meysztowicza, Mieczysława Pruszyńskiego i Jana Ulatowskiego. Pierwsza zbiorowa publikacja wspomnieniowa, dotycząca żołnierskich losów Adolfa Bocheńskiego, ukazała się w niecały rok po jego śmierci. Poświęcona wojennym dziejom Adolfa Bocheńskiego powieść Adama Majewskiego Zaczęło się w Tobruku miała w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych kilka wznowień i cieszyła się dużym zainteresowaniem czytelników.[x]

Stanisław Cat-Mackiewicz i Jerzy Giedroyc tłumaczyli jego zachowanie wolą zadośćuczynienia za propagowanie błędnej koncepcji polskiej polityki zagranicznej. W Autobiografii na cztery ręce redaktor naczelny paryskiej „Kultury” pisał: „Dla Adzia sprawą zasadniczą była zgodność słów i czynów. Gdy jego koncepcja współpracy z Niemcami przegrała, poszedł do wojska i dał dowody wielkiej odwagi. Był zbyt religijny; by popełnić samobójstwo, ale szukał śmierci”.[xi] Żołnierskie zaangażowanie Adolfa Bocheńskiego można wytłumaczyć bez tezy o chęci odkupienia za błędy proniemieckiej koncepcji polityki zagranicznej. Przedwojenna twórczość konserwatywnego publicysty nie wykluczała przecież polsko – niemieckiego konfliktu militarnego. Wręcz przeciwnie, cała argumentacja jego publicystyki wiązała się z oddaleniem w czasie tego zagrożenia, które miało przyjść wraz z zawarciem sojuszu niemiecko – radzieckiego. Postawę Adolfa Bocheńskiego lepiej tłumaczy jego przekonanie, iż w czasie wojny służba wojskowa jest najważniejszą – być może jedyną realną – formą pracy dla Rzeczypospolitej, której muszą ustąpić miejsca dyplomacja i twórczość intelektualna.

Konsekwentnie wybierał najtrudniejszą i najbardziej ryzykowną część służby państwowej, co nadawało głęboki sens jego twórczości politycznej. Człowiek piszący o polityce państwowej nie mógł uchylić się od służby wojskowej, od gotowości do złożenia ofiary życia za niepodległy byt państwa polskiego. W tym sensie można mówić o zgodności słów z czynami, o której pisał Jerzy Giedroyc. Nie można również pominąć autentycznego kultu, jaki żywił Adolf Bocheński dla wojska, polskich tradycji militarnych i wartości kultury rycersko – szlacheckiej. Nasz bohater miał zresztą świadomość ,że nie nadaje się do walki w podziemiu i  konspiracji, to walka w polu ,która była mu dana w czasie wojny  odpowiadała jego ideałom.   Być może bliższy prawdy był Jan Ulatowski – publicysta i towarzysz broni, gdy pisał, że Adolf Bocheński gotów był bez żalu pożegnać się ze światem odchodzącym od ideałów szlacheckich i chrześcijaństwa, światem ,w którym Polska znajdzie się w sowieckiej orbicie.

Adolf był człowiekiem mądrym i dalekowzrocznym. Pamiętam, jak w Tobruku w 1941 roku przyszła do naszych bunkrów gazetka z wiadomością o wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Wszyscy byli zachwyceni. Widoki na zwycięstwo stały się o tyle realniejsze. No i przepowiednie Wernyhory… Pan to pewnie pamięta?

A tymczasem Adolf wyszedł ze mną na przedpole i oblał kubłem zimnej wody. „Czy nie zdajesz sobie sprawy, co się stało” – mówił – „jeśli Niemcy wygrają pomimo wszystko – zginiemy. Jeśli wygrają alianci, znajdziemy się w sowieckiej orbicie”.

List Jana Erdmana do dr. Adama Majewskiego, 11 marca 1975 r.

Interpretacja ta wskazywałaby raczej na motyw rezygnacji, niż odkupienia. Bliskie prawdy jest zapewne również stwierdzenie Mieczysława Pruszyńskiego „Adolf uważał śmierć na polu bitwy za piękne zakończenie życia. Pragnął zaś zawsze, by życie jego było nie tylko prawe, szczęśliwe, pożyteczne, ale przede wszystkim piękne.”[xii]

Przeciwko „odkupieńczej” interpretacji losów Adolfa Bocheńskiego przemawia również fakt kontynuowania pracy publicystycznej i zachowania poglądów wyrażanych przed wybuchem wojny. Trzeba pamiętać bowiem, że Adolf Bocheński nie porzucił w czasie wojny pisarstwa politycznego, choć jak wspominałem konsekwentnie odmawiał przyjęcia posad w prasie i propagandzie.


[i] Piotr Dunin-Borkowski, O życiu i śmierci Adolfa Bocheńskiego…
[ii] Mieczysław Pruszyński, Garść wspomnień o Adolfie Bocheńskim [w:] Nasz przyjaciel i towarzysz broni, Rzym 1945, s.5-6
[iii] tamże, s. 7
[iv] tamże, s. 13-14
[v] tamże, s.34
[vi] M. Pruszyński, Migawki wspomnień s.183
[vii] A. Tarnowski, ŚP. por. Adolf Bocheński Kawaler Maltański, (w:) „Ułan Karpacki”, nr 64, styczeń –czewiec 1945 r.
[viii] Mieczysław Pruszyński…
[ix] Wspomina o tym Jerzy Giedroyc: „Po Monte Cassino zainteresowała mnie działalność korpusu francuskiego generała Juin. Aby nawiązać bliższe stosunki z Francuzami, zaproponowałem Andersowi zrobienie z Adzia oficera łącznikowego. Anders się do tego zapalił, ale Adzio kategorycznie odmówił.” Jerzy Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, str. 67.
[x] Najcenniejszym źródłem pozwalającym zrekonstruować dzieje wojenne Adolfa Bocheńskiego są wspomnienia przyjaciół, z którymi dzielił żołnierski los. W pierwszej kolejności wymienić wypada wspomnienia Józefa Czapskiego, Mieczysława Pruszyńskiego i Jana Ulatowskiego zawarte w tomie Nasz przyjaciel i towarzysz broni wydanym w Rzymie w roku 1945. Najwięcej informacji zawiera tekst Mieczysława Pruszyńskiego, który niemal w całości znalazł się w niedawno opublikowanych przez niego wspomnieniach. (Mieczysław Pruszyński, Migawki wspomnień, Warszawa 2002). Wspomnienia Mieczysława Pruszyńskiego zostały wykorzystane przez Adama Majewskiego autora powieści poświęconej wojennemu okresowi w życiu Adolfa Bocheńskiego (Adam Majewski, Zaczęło się w Tobruku, Lublin 1980). W książce Jana Meysztowicza, Saga Brygady Podhalańskiej znajdziemy wspomnienia o Adolfie Bocheńskim z okresu francuskiego i norweskiego. (Jan Meysztowicz, Saga Brygady Podhalańskiej, Warszawa 1987). Informacje o Adolfie Bocheńskim znajdziemy także w tekstach Jana Erdmana (pełne noty o tych publikacjach umieszczam w bibliografii pracy). Na osobną uwagę zasługuje Autobiografia na cztery ręce Jerzego Giedroycia, w której redaktor naczelny paryskiej Kultury umieścił list Adolfa Bocheńskiego, rzucający wiele światła na ówczesne poglądy autora Między Niemcami a Rosją.
[xi] Jerzy Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, str. 67.
[xii] Wiem, że tak on sam rozumiał swoją śmierć, mój stary towarzysz broni, Adolf Bocheński, don kiszot szlachectwa, monstrum szlachetności. „Z tej wojny nie wypada wracać.” – powiedział mi w Quisil Ribat i miał na myśli takich jak on. Nie czułem się tym dotknięty, chociaż słowa te stworzyły dystans między mną a nim, między nami a nimi. Rozumiałem doskonale, że z dystansu uczyniłbym przepaść, gdybym próbował mu przytaknąć i że zatrułbym naszą przyjaźń, gdybym chciał go od tej myśli odwodzić. On miał prawo myśleć o sobie tak dumnie i tak melancholijnie zarazem. Historia, tradycje szlacheckie i katolicyzm były dla niego symbolami tej formy, której rozpad zarazem oznacza rozpad treści”. Jan Ulatowski, Rycerstwo schodzi ze sceny, [w:] Nasz przyjaciel i towarzysz, Roma 1945.