Andrzej Gajcy: Ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i ustroju sądów powszechnych czekają tylko na podpis prezydenta. Z kolei w środę w Sejmie zaplanowane jest pierwsze czytanie projektu poselskiego o Sądzie Najwyższym, wygaszającym kadencje wszystkich sędziów. W którym kierunku zmierza PiS, próbując w ten sposób reformować sądownictwo?
Kazimierz Michał Ujazdowski: Prawo i Sprawiedliwość w ten sposób buduje nieefektywne państwo monopolistyczne. Podwójnie słabe i antywolnościowe. W żadnym razie nie zgadzam się z argumentacją, że ta zmiana przyniesie korzystne efekty z punktu widzenia obywateli i urzeczywistnienia prawa obywateli do sprawnych i sprawiedliwych sądów.
Zatem, jaki będzie ich efekt?
Przyniesie paraliż sądownictwa, dlatego że sądownictwo oparte na politycznej dyspozycyjności, która zdeprawuje drogę do zawodu i ścieżkę awansu, nie będzie sądownictwem ani prawym, ani sprawiedliwym. PiS miał wielką szansę na rzeczywistą reformę, która by doprowadziła do zrównoważenia wpływów rządu i środowiska prawniczego oraz wspólnej odpowiedzialności za jakość sądownictwa, ale całkowicie to zmarnowano. W zamian zastąpiono przewagę korporacji sędziowskiej totalną przewagą władzy politycznej, co przyniesie efekt w postaci zaniżenia kompetencji i niefunkcjonalności całego sądownictwa. To pokazuje, że Jarosław Kaczyński nie jest zdolny do rządzenia w warunkach demokratycznych ograniczeń podyktowanych przez cywilizowane reguły i instytucje. Zamiast zbudować państwo mocne i sprawne likwiduje wszystkie przeszkody, którymi są instytucje niezależne, budując przy tym państwo przejściowe.
Co ma Pan na myśli?
Będzie ono trwało tylko przez okres rządów PiS, gdyż nie jest oparte na żadnej pozytywnej podstawie, lecz na politycznym panowaniu i podporządkowaniu sobie niezależnych instytucji. Mam na myśli choćby ten artykuł w projekcie ustawy o Sądzie Najwyższym, który mówi o wygaszeniu kadencji wszystkich sędziów Sądu Najwyższego z wyłączeniem tych, których wskaże osobiście minister sprawiedliwości. Przepis ten jest przykładem zastosowania nadzwyczajnego instrumentu, który za parę lat może obrócić się przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Jednak dużo bardziej istotne jest to, że PiS po prostu znosi wszelkie elementy politycznej stabilności nieodzownej dla funkcjonowania państwa. Ponadto buduje swoją władzę nie na doktrynie dobra wspólnego, tylko na podstawie politycznego rewanżu na poprzedniej władzy. To nie stwarza żadnego pozytywnego gruntu dla funkcjonowania państwa.
PiS złagodzi projekt ustawy o Sądzie Najwyższym
Lecz PiS argumentuje, że tak zdecydowane kroki są konieczne, bowiem sędziowie stali się „nadzwyczajną kastą”, stojącą ponad prawem, a sądy, które często są niewydolne, to ostatni bastion postkomunizmu w Polsce.
PiS nieudolnie próbuje uzasadnić zmiany, których celem jest polityczne podporządkowanie sądów aparatowi politycznemu. Prawdą jest, że sądy potrzebują głębokiej reformy, ale reformy rzeczywistej, która zbuduje wysoką jakość trzeciej władzy. Tę reformę trzeba było przeprowadzać, pozyskując najbardziej wartościowe grupy środowisk prawniczych i w ten sposób doprowadzając do równowagi i wspólnej odpowiedzialności za jakość ustawodawstwa. Za pomocą metod politycznych i braku jakichkolwiek stałych reguł nie zreformuje się sądownictwa. To jest ten rodzaj drastycznego politycznego radykalizmu, który przyniesie skutki odwrotne do deklarowanych. W konstytucji nie ma upoważnienia dla ministra sprawiedliwości do podejmowania decyzji o nominowaniu sędziów całkowicie samodzielnie i nie ma upoważnienia do ich usuwania przed osiągnięciem wieku emerytalnego. To jest nie tyle nadużycie, ale złamanie konstytucji i jednej z podstawowych zasad prawa publicznego.
Skąd zatem decyzja w partii rządzącej, aby w ten sposób dokonywać zmian w sądownictwie?
Wydaje mi się, że wynika to z braku zaufania kierownictwa PiS – z Jarosławem Kaczyńskim na czele – do działań wymagających dialogu. Z nieufności, a raczej niezdolności do tego typu reform instytucjonalnych. W związku z czym sięga się po metody o charakterze drastycznym i idzie, mówiąc kolokwialnie na skróty. Jedno jest pewne: jeśli te przepisy wejdą w życie, w przyszłości będzie bardzo trudno zreformować sądownictwo w Polsce. Ta reforma napsuje mnóstwo krwi, bardzo drastycznie podzieli środowisko i zepsuje morale, gdyż polityczna dyspozycyjność będzie podstawowym kryterium awansu. To będzie zmiana absolutnie na gorsze. Teraz rozstrzyga się tak naprawdę nie tylko teraźniejszość, ale i przyszłość sądownictwa w Polsce na długie lata.
Mówił Pan, że PiS nie zdaje sobie sprawy, że gdy zmieni się władza, to mechanizm odwoływania sędziów obróci się przeciwko nim. To krótkowzroczność, czy raczej założenie, że PiS nie odda władzy bardzo, ale to bardzo długo?
To ostatnie na pewno, ale przede wszystkim bierze się to z myślenia niepaństwowego. Nie jest istotne to, co będzie po nas, bo interesuje nas Polska tylko pod naszymi rządami. Tylko kto myśli właśnie w ten sposób, może podejmować działania, nie patrząc na ich skutki w przyszłości.
Jako obywatel odczuwam solidarność z tymi, którzy protestują bez względu na różnicę poglądów, które dzielą uczestników protestów
Proponowane zmiany wywołały fale protestów inspirowanych przez opozycję. Myśli Pan, że pod wpływem presji PiS wycofa się z tych najbardziej kontrowersyjnych zapisów?
Nie jestem dzisiaj w stanie powiedzieć, czy projekt będzie złagodzony, ale protesty są konieczną formą reakcji obywatelskiej na to, co się dzieje. Te protesty wynikają przede wszystkim z rzeczywistej obywatelskiej odpowiedzialności. Jako obywatel odczuwam solidarność z tymi, którzy protestują bez względu na różnicę poglądów, które dzielą uczestników protestów. To jest obrona cywilizowanych reguł funkcjonowania państwa.
PiS dąży do politycznej dyktatury?
Raczej buduje państwo monocentryczne, nieefektywne i przejściowe. To jest taki model, który zniknie parę chwil po utracie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.
z Kazimierzem M. Ujazdowskim rozmawiał Andrzej Gajcy
wywiad dla www.onet.pl