Autor „Złotych żniw” o takich ludziach jak Ulmowie pamiętać nie chce – mówi Mateusz Szpytma, historyk z IPN.
Rz: Politycy PiS zaproponowali, by Sejm uczcił specjalną uchwałą rodzinę Ulmów z Markowej, zamordowaną przez Niemców za pomoc Żydom. Jest szansa na ponadpartyjne porozumienie w tej sprawie?
Mateusz Szpytma, autor książek o rodzinie Ulmów: Mam taką nadzieję, tym bardziej że dwa lata temu, w 65. rocznicę śmierci Ulmów, z inicjatywy senatora Pawła Klimowicza (PO) Senat przyjął uchwałę uznającą heroizm Polaków ratujących Żydów, zwłaszcza rodziny Ulmów. Z kolei Waldemar Pawlak, prezes PSL, objął patronatem wystawę „Samarytanie z Markowej”. Ekspozycja przygotowana w trzech językach, pokazywana m.in. w Warszawie, Monachium i Rzeszowie, przy okazji rocznicy śmierci Ulmów trafi do Markowej. Sądzę więc, że wszystkie ugrupowania w sprawie postawy tej rodziny mają podobne stanowisko.
Skoro podobną uchwałę już podjęto, jakie znaczenie ma kolejna, przygotowana przez posłów?
Z całym szacunkiem dla gestu Senatu tamta uchwała przeszła niemal bez echa. Głos Sejmu słychać mocniej, dlatego z inicjatywy parlamentarzystów PiS jestem zadowolony. Myślę też, że projekt uchwały nieprzypadkowo zbiega się z promocją książki „Złote żniwa” Jana Grossa, który o takich ludziach jak Ulmowie pamiętać nie chce.
Taka uchwała nie jest argumentem w debacie z Janem Grossem.
Ale o bohaterstwie osób ratujących Żydów przypominać trzeba. Poza tym mam nadzieję, że głos Sejmu zostanie usłyszany w debacie, jaka się wokół książki Grossa zaczęła. Historia Ulmów, którzy poświęcili życie swoje i sześciorga swych dzieci, by ratować ukrywanych Żydów, to kontrapunkt dla tego, co napisał Gross, i w sporej mierze także dla książki Barbary Engelking-Boni „Jest taki piękny słoneczny dzień” (o losach Żydów szukających pomocy na polskiej wsi). O rodzinie Ulmów są w niej trzy zdania. W dodatku znalazłem w nich trzy błędy. Najpoważniejszy to twierdzenie, że rodzinę Ulmów zadenuncjował sąsiad. Tymczasem dokumenty wskazują raczej na ukraińskiego policjanta granatowego.
Dwa pozostałe błędy są mniej istotne – autorka pomyliła nazwisko jednej z ukrywanych rodzin żydowskich, pisze też o dziesięciu polskich ofiarach, a było ich mniej.
Piszący o tej tematyce – jak Gross czy Engelking-Boni – nie mają obowiązku wspominania Sprawiedliwych. Mogą się skupić na szmalcownikach czy Polakach mordujących Żydów.
Mogą. Książka pani Engelking-Boni jest zresztą wielkim aktem oskarżenia polskiej wsi. Tylko dlaczego nosi podtytuł „Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942 – 1945″? Jeśli tak, to trzeba pamiętać nie tylko o tych, którzy ich wydawali Niemcom czy zabijali. Wprawdzie we wstępie autorka zaznacza, że nie zamierza pisać o pomocy Żydom, ale w takim razie mylący podtytuł powinien być zmieniony. Sugeruje bowiem całościowy obraz tego, co się na wsi działo.
Czytelnik tej książki może dojść do wniosku, że polscy chłopi tylko wydawali i zabijali Żydów?
Na pewno głównie – według autorki. Bo liczba przytaczanych negatywnych przykładów jest przytłaczająca. Obraz wsi jest jednoznaczny. Autorka mocno oskarża jej mieszkańców. A komentarze nie są potrzebne, bo już same opisane przypadki porażają. Warto jednak podawane informacje sprawdzać.
Pana zdaniem nie są prawdziwe?
Tego nie mówię. Ale nie tylko ja od razu zauważyłem pewne błędy. Mój kolega z Instytutu, Dawid Golik, zajmujący się okresem okupacji na Podhalu, także znalazł w niej poważną pomyłkę.
Autorka kilkakrotnie pisze o mordowaniu i wydawaniu Żydów w Ochotnicy. Kolega sięgnął do źródła, na jakie się powołała. I okazało się, że do opisanych zbrodni doszło nie w Ochotnicy, ale ok. 70 km dalej. Być może wszystkie inne przypadki przytaczane są dokładnie, ale ja już pewności nie mam, skoro od razu znajdujemy błędy.
Książka prof. Engelking-Boni jest chyba pod względem naukowym lepsza od pracy Jana Grossa?
Oczywiście. Jego książka nie ma z nauką wiele wspólnego, nie jest pracą historyczną.
Natomiast udokumentowana książka prof. Engelking -Boni może zmienić podejście do tej problematyki.
Znałem część z tych zbrodni, ale nie zdawałem sobie sprawy z ich natężenia. Obraz nie jest zresztą nigdy jednoznaczny.
W Markowej, gdzie mieszkali Ulmowie, choć co najmniej 17 Żydów uratowano, także były na nich obławy.
Przez lata o Ulmach nie mówił nikt. Teraz są na ustach wszystkich. Nie boi się pan pewnego zmęczenia ludzi ciągłym przytaczaniem ich historii?
Skądże, choć stali się pewną ikoną. Spotykam wiele osób, też w Polsce, które o Ulmach nie słyszały. Podobnie jest w Izraelu, choć w Yad Vashem, który przyznał im tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, to znane osoby. Ten przypadek zawsze robi wrażenie, bo pokazuje w pigułce tragedię i Żydów, i Polaków.
—rozmawiała Ewa Łosińska
* * *
Rodzina Ulmów Błogosławiona?
Józef i Wiktoria Ulmowie z Markowej koło Łańcuta (Podkarpackie) wraz z sześciorgiem dzieci (Wiktoria była w zaawansowanej ciąży z siódmym) zostali rozstrzelani przez Niemców 24 marca 1944 r. za ukrywanie ośmiu Żydów. Tych ostatnich również zabito. W 1995 r. rodzinie przyznano medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Są kandydatami do wyniesienia na ołtarze – ich proces beatyfikacyjny został włączony do dochodzenia w sprawie polskich męczenników z okresu II wojny światowej rozpoczętego w 2003 r. Jego polski etap ma się zakończyć w maju. —eł