Dwaj ludzie kultury państwowej

Pamięć o ludziach ma swoją geografię. Zawsze gdy idę ulicą Szewską od Wita Stwosza w kierunku Ossolineum myślę o moich przyjaciołach Władysławie Stasiaku i Tomaszu Mercie. Pierwszy z nich wrocławianin z urodzenia studiował w Instytucie Historii i w tym miejscu spotykamy się co roku by zaświadczyć o naszej pamięci. Tomek Merta wprawdzie urodzony na Dolnym Śląsku całe dzieciństwo spędził poza naszym regionem. Przyjeżdżał tu często jako wiceminister kultury i członek rady Ossolineum. Świetnie znał dziedzictwo kulturowe Dolnego Śląska. Wciąż spotykam ludzi, którzy zachowują go we wdzięcznej pamięci. Być może najsilniej obecna jest w kierowanym przez Mirka Malińskiego duszpasterstwie Maciejówka gdzie fotografia Tomka wisi w miejscu gdzie codziennie gromadzi się młodzież. W Maciejówce miała także miejsce wrocławska promocja tekstów zebranych Tomka (Nieodzowność konserwatyzmu) wydanych po jego śmierci przez Teologię Polityczną.
Tomasz Merta i Władysław Stasiak znali się, ale nie było im dane bardzo blisko ze sobą współpracować, każdy – co zrozumiałe – budował swoją tożsamość samodzielnie. Wspominam ich obu nie tylko ze względu na łącząca nas przyjaźń. Bardziej istotne jest to, że obaj reprezentowali podobny styl działania i to samo poczucie odpowiedzialności za sprawy publiczne.

Władek dojrzewał we Wrocławiu w miejscu gdzie wolność eksplodowała ze szczególną siłą. Stolica Dolnego Śląska była drugim po Gdańsku ośrodkiem solidarnościowego oporu. Tu Władek podjął działalność opozycyjną w NZS. Ten etap w życiu Władka i jego rówieśników opisał wspaniale Roman Kowalczyk opozycjonista, dziś wybitny nauczyciel i wychowawca w książce „Czas próby”. Każdy kto poznał Władysława Stasiaka znajdował się pod silnym wrażeniem jego kultury osobistej, prawości i uczciwości. Prezentował klasę i styl bycia właściwy najlepszym wzorcom II Rzeczypospolitej. Ale w przypadku Władysława identyfikacja z tradycją państwową II RP nie była tylko kwestią stylu. Była następstwem świadomego wyboru moralnego i pogłębionej formacji publicznej. Władysław Stasiak był od czasów młodości państwowcem, człowiekiem przekonanym o wadze silnego państwa jako narzędzia rozwoju Polski. W chwili odzyskania niepodległości w 1989 roku niewielu ludzi myślało w tych kategoriach. Główny nurt myślenia traktował państwo raczej jako przeszkodę w budowie kapitalizmu i modernizacji Polski. Hasło wstąpienia do Europy odbierano jako dogmat usuwający w cień suwerenność państwa i niemal uwalniający od odpowiedzialności. Trzeba powiedzieć szczerze, że również na prawicy świadomość znaczenia państwa nie była powszechna. Tymczasem przekonanie o istotnym znaczeniu silnych instytucji państwowych było kluczowym elementem tożsamości ideowej Władysława Stasiaka. Orientacja państwowa przesądziła o jego studiach podyplomowych w Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Był chyba najbardziej znanym i cenionym absolwentem pierwszej promocji tej szkoły. Jego imieniem nazwano jedną z sal KSAP, zaś we Wrocławiu gdzie studiował, przy wejściu do Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego znajduje się tablica poświęcona jego pamięci.

Później przyszła praca w Najwyższej Izbie Kontroli w sferze bezpieczeństwa i obronny. Tam zdobył nieocenione doświadczenie i wiedzę o praktyce funkcjonowania instytucji. W tamtym czasie w 1994 roku miałem okazję poznać Władka na seminarium organizowanym przez redakcję „Nowego Państwa”. Gdy obejmował stanowiska wiceprezydenta Warszawy, ministra spraw wewnętrznych i później wiceszefa kancelarii prezydenta był człowiekiem uformowanym i posiadał własną koncepcję uzdrowienia policji i modernizacji polskiej obronności. Dziś gdy w Polsce narasta świadomość znaczenia polityki obronnej trzeba przypomnieć, że Władek był zdecydowanym przeciwnikiem likwidacji armii opartej na powszechnym poborze i dawał temu wyraz na łamach „Rzeczypospolitej”.

Władek był człowiekiem wysportowanym i ciekawym życia. Kochał wspinaczkę górską i podróże. Bez wątpienia przedmiotem jego szczególnej fascynacji była Francja, a szczególnie Prowansja. Francji Poświeciliśmy niejedną godzinę naszych rozmów. Władek miał okazję dobrze poznać ojczyznę Moliera w czasie stażu w ENA, która miała stanowić wzór dla polskiej KSAP.

Tomek Merta rok starszy od Władka wychował się w Kielcach. Zdał maturę w 1983 roku i po zwycięstwie w olimpiadzie polonistycznej podjął studia nad tą dziedzina na Uniwersytecie Warszawskim. Prace magisterską poświecił literaturze stanu wojennego. Poznałem Tomka późno, dopiero w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Współtworzył wówczas wraz z Markiem Cichockim, Dariuszem Gawinem i Dariuszem Karłowiczem Warszawski Klub Krytyki Polityki (nie mylić ze współczesną „Krytyką Polityczną” Sławomira Sierakowskiego.) W tym samym czasie wydawałem wspólnie z Robertem Kostro (dziś dyrektorem Muzeum Historii Polski) i Rafałem Matyją „Kwartalnik Konserwatywny”. Środowiska zbliżyły się do siebie pomimo odmienności zainteresowań. „Kwartalnik” reprezentował konserwatyzm państwowy zainteresowany ustrojowym konkretem, Tomek współtworzył środowisko zajmujące się filozofią polityczną i refleksją teoretyczną. Obie grupy odegrały prekursorką rolę w projektowaniu nowoczesnej polityki historycznej i przygotowały grunt pod Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Historii Polski.
Czy subtelny intelektualista o wielorakich zainteresowaniach może być wzorem urzędnika państwowego i aktywnym konstruktorem polityki państwowej? To zdarza się niezmiernie rzadko. Ludzie refleksji teoretycznej zazwyczaj kapitulują w zderzeniu z twardą rzeczywistością. Ulegają zniechęceniu wtedy gdy materia stawia opór wyznawanym przez nich ideom. Tomek Merta intelektualista człowiek, najpiękniej w moim pokoleniu mówiący i piszący po polsku, był kimś więcej niż dobrym urzędnikiem państwowym. Był współtwórcą polityki kulturalnej znakomicie poruszającym się w świecie instytucji państwowych.
Czemu zawdzięczał tę zdolność? Z pewnością świetnemu spluralizowanemu wykształceniu. Był znawcą literatury, filozofii i historii idei. Kochał muzykę i doskonale orientował się w kulturach obcych. Gdy składaliśmy wizytę w Japonii w związku z expo we Wrocławiu wprowadzał nas w arkana japońskich gier i zwyczajów. Ale Kluczową rolę odegrały przymioty charakteru pracowitość i umiejętność przekuwania idei w instytucjonalny konkret. Wskazałbym również na intelektualne przekonania Tomka. Pisarstwo Tomka zapowiadało rzadką umiejętność wcielania w życie idei w codziennej mozolnej pracy państwowej. Tomka fascynowało republikańskie doświadczenie demokracji szlacheckiej, unikatowa w ówczesnej Europie wspólnota obywateli. Przymierzał się do napisania książki na temat I Rzeczypospolitej. Podobnie z entuzjazmem spoglądał na republikańskie doświadczenie pierwszej „Solidarności”. Bardzo często podobne fascynacje wiążą się z pewną rezerwą w stosunku do idei silnego i sprawnego państwa. Wspólnotowy republikanizm grzeszy naiwnością odnosząc się krytycznie do instytucji państwowych. Bagatelizuje problem jakości instytucji, wydaje mu się że sama energia i dobra wola obywateli decydować może o naszej pomyślności. Tomek nie podzielał tych obiekcji. Uważał, że wspólnota obywatelska musi być wyposażona w dobre i sprawne państwo. Wydaje się, że tu znajduje się klucz do zrozumienia jego dokonań w sferze służby publicznej. Był człowiekiem idei szukającym ich urzeczywistnienia w instytucjonalnym konkrecie. Chciał aby trwałe instytucje państwowe wspierały kulturę i promocję polskiego dziedzictwa z pożytkiem dla wspólnoty obywateli. Miał bardzo duży udział we współtworzeniu polskiej polityki kulturalnej. W latach 2000 -2001 jako mój doradca i pierwszy dyrektor Instytutu Dziedzictwa Narodowego, pięć lat później jako wiceminister i Generalny Konserwator Zabytków.

Gdy w 2005 roku obejmowałem ponownie stanowisko ministra kultury dysponowaliśmy pełnym programem działań. Tomek odegrał bardzo istotną rolę w przygotowaniu projektu Muzeum Historii Polski i uruchomieniu programu edukacyjnego „Patriotyzm jutra”. Nazwa programu wzięła się od tytułu jego artykułu o współczesnym patriotyzmie. („Rzeczpospolita” 9 listopada 2009). Znakomicie wypełniał funkcję Generalnego Konserwatora Zabytków, przyczyniając się do przywrócenia odpowiedzialności państwa za tę sferę. W chwilach krytycznych wykazywał wielki talent dyplomatyczny, odegrał istotną rolę w kampanii na rzecz zmiany nazwy obozu w Auschwitz przez UNESCO.

Patriotyzm Władka i Tomka nie miał nic wspólnego z paternalizmem wobec obywateli. Obaj mieli poczucie tego jak wielkie znaczenie ma świadomy swej odpowiedzialności młody obywatel. Tomek przyciągał do siebie młodych wychowując ich w poczuciu indywidualnej odpowiedzialności za los wspólnoty. Władek opowiadał mi o wizytach w rożnych miejscach Polski ciesząc się z każdego przejawu autentycznych postaw obywatelskich. Obaj chcieli budować nową Polskę dla ludzi i z ludźmi.

Ich Tragiczna śmierć w katastrofie pod Smoleńskiem przerwała wspaniałą misję publiczną. Pozostawili po sobie dorobek pracy państwowej, a także teksty, które wciąż mogą inspirować ludzi wierzących w pozytywną siłę polskiego patriotyzmu i sens pracy dla wspólnoty państwowej.

Kazimierz M. Ujazdowski