Stawka na miasta
Polityka jest nie tylko sztuką naprawiania rzeczy, które działają źle, ale także umiejętnością wykorzystywania atutów. Polskim atutem są dziś sprawnie działające samorządy, odnowione miasta, odradzająca się tożsamość lokalna i poczucie identyfikacji Polaków z ich małymi ojczyznami. Atutem może stać się fakt, że inaczej niż pozostałe kraje naszego regionu, posiadamy co najmniej kilka miast, które w perspektywie dwóch dekad mogą stać się europejskimi metropoliami. Ale by tak się stało – program wsparcia takich aspiracji Trójmiasta, Wrocławia, Poznania czy Metropolii Górnośląsko-Zagłębiowskiej musi stać się kluczową strategią polskiego państwa. A zarazem – by nie budzić obaw mniejszych ośrodków – częścią przemyślanej polityki miejskiej dostrzegającej wartość miast dużych i średnich.
Taka strategia, by była skuteczna musi angażować zasoby pozostające nie tylko w gestii rządu, samorządów województw, miast, ale także podmiotów od władz politycznych niezależnych: miejskich elit, instytucji akademickich i kulturalnych. Możemy też starać się, by nasz punkt widzenia na rozwój miast i policentryczny model polityki kształtował działania Unii Europejskiej.
Miasto europejskie
Jedną z cech wyróżniających nasz kontynent jest specyfika jego miast. Nie tylko związana z ich historycznymi, często średniowiecznymi lub nawet starszymi, korzeniami. Ale także z rozwojem, jaki dokonał się w ostatnich dekadach. Z nowymi pomysłami urbanistów, specjalistów od miejskiego transportu, ożywioną dyskusją wokół sposobów uczestnictwa mieszkańców w tworzeniu ich struktury. Świadomość, że miasta są nie tylko rynkami pracy i centrami administracyjnymi, ale także dobrami kulturowymi i ważnymi ośrodkami życia publicznego, skłoniła mnie do zainicjowania w Parlamencie Europejskim prac nad wzmocnieniem ich pozycji w instytucjonalnej architekturze UE [LINK]
Chodzi nie tylko o to, by dać nowe uprawnienia burmistrzom czy prezydentom, wzmocnić ich udział w kształtowaniu polityk unijnych mających wpływ na funkcjonowanie miejskiej administracji. Sprawa jest poważniejsza. Miasta powinny stać się centrami debaty unijnej, musi ona wykroczyć poza stolice, wąskie grupy eksperckie i stać się dostępna dla szerokiego kręgu zainteresowanych. Dziś rola wielu ośrodków, nawet bardzo dużych i posiadających odpowiedni potencjał – takich jak Wrocław, Poznań czy Trójmiasto – jest w tym względzie bardzo niewielka. Koncentracja mediów i instytucji rządowych w stolicy, sprawia, że o polskim interesie myśli się w sposób centralistyczny. To nie tylko polski przypadek. Niewiele krajów potrafi definiować swoją tożsamość poprzez uznanie silnej pozycji różnych ośrodków.
W projekcie, który przedstawiłem w Brukseli nie chodzi przy tym o Europę metropolii czy wielkich miast. Ośrodkami takiej debaty powinny być wszystkie miasta, które posiadają konieczne minimum – instytucje akademickie, lokalne media, sporą grupę fachowców w zakresie zarządzania politykami publicznymi, autentyczne życie kulturalne. Takie warunki spełnia dziś z pewnością kilkaset – a nie kilkadziesiąt – miast europejskich i kilkadziesiąt – a nie kilka czy kilkanaście miast polskich. Mam nadzieję, że uruchomienie tego procesu na skalę europejską pomoże też zrozumieć to naszym elitom politycznym.
Reforma samorządowa – trzecia odsłona
Myślenie o samorządach i polityce miejskiej jest dziś w Polsce skupione na dwóch błędnych tropach: wzmacnianiu kontroli rządu nad polityką lokalną i regionalną oraz zmianach podziału administracyjnego. Zapowiedzi odbierania kompetencji samorządom, tworzenia nowych województw, znoszenia powiatów, tworzenia metropolii warszawskiej to droga donikąd.
Badania przeprowadzone w ubiegłym roku przez zespół pod kierunkiem Rafała Matyi i Artura Wołka na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie pokazują, iż wartościową zmianą byłoby uzupełnienie reformy z 1998 roku o jakąś formę kategoryzacji miast, połączoną z korektą zadań powiatów i województw. Trzeci krok – po wprowadzeniu samorządu gminnego w 1990 roku i rozszerzeniu go w 1998 na powiaty i województwa – nie powinien polegać na rysowaniu nowej mapy administracyjnej, ale na takiej korekcie, która naprawi błędy sprzed 20 lat, a zarazem przygotuje samorządy na nowy etap rozwoju, w którym mniejszą rolę odgrywać już będą środki unijne.
Dyskusja, jaka wywiązała się wokół projektów reform szkolnictwa wyższego wskazuje na to, iż można rozważyć przeniesienie części uprawnień i środków w tym zakresie na poziom samorządów województw, biorąc pod uwagę, że funkcjonowanie ośrodków akademickich jest jednym z warunków koniecznych polityki rozwoju regionalnego. Uczelnie, które z perspektywy Warszawy wydaje się mało ważne, z perspektywy regionów może mieć znaczenie fundamentalne.
W przypadku powiatów można rozważyć ustrojowe powiązanie ich organów stanowiących z gminami wchodzącymi w skład danej jednostki. Jednym z rozwiązań, które mogłoby zostać zastosowane jest choćby wybór rady powiatu przez rady gmin, bez tworzenia dodatkowego pola rywalizacji wyborczej.
Inną wskazówką płynącą ze wspomnianego wyżej raportu jest konieczność podjęcia przez rząd i samorząd wojewódzki kwestii miast, które utraciwszy status wojewódzki, straciły część zasobów politycznych i stały się niewidoczne dla centralnych organów państwa. Amortyzatorem, ratującym je przed stagnacją stały się w ostatnich dwóch dekadach środki europejskie. Ale gdy ich zabraknie, to właśnie te 31 miast może się znaleźć w najtrudniejszej sytuacji.
Gwarancja w Senacie
Zwieńczeniem skorygowanej konstrukcji samorządowej powinna być przebudowa izby wyższej polskiego parlamentu tak, by stała się ona gwarantem niezależności samorządów i narzędziem wpływu społeczności lokalnych na politykę państwa. Niestety dziś praktyka ustrojowa blokuje takie formy reprezentacji.
Senat powinien składać się z przedstawicieli wybieranych przez reprezentację samorządów wszystkich szczebli – gminnego, powiatowego i wojewódzkiego. Uniknęlibyśmy w ten sposób utrzymywania instytucji, która w ostatnich kadencjach była jedynie narzędziem wzmacniającym przewagę większości rządowej w procesie legislacyjnym, a w wielu istotnych momentach nie skorzystała z okazji by wykazać się jakąkolwiek podmiotowością.
Senat w obecnym kształcie ma zbyt wiele wad, by znaleźć argumenty na rzecz jego dalszego istnienia. A jednocześnie istniejące dotąd procedury chroniące niezależność samorządów okazują się zbyt słabe wobec nawrotów centralizmu rządu.
Decydująca kadencja
Nadchodząca kadencja samorządu terytorialnego może być najtrudniejszą z dotychczasowych. Po pierwsze dlatego, że władze lokalne i regionalne będą musiały skutecznie odeprzeć tendencje centralistyczne, wzmacniające presję na podporządkowanie działań jednostek samorządu wskazówkom „z góry”. Po drugie dlatego, że będą musiały przestawić się na inne zasady finansowania kluczowych inwestycji, w mniejszym stopniu finansowane ze środków europejskich i uwzględniające istniejące w wielu jednostkach zadłużenie. Po trzecie wreszcie, dlatego, że samorządy będą musiały wziąć na siebie funkcję „szkoły demokracji”, opartej na wysłuchiwaniu racji przeciwnika, gotowości do kompromisu, brania pod uwagę głosu mniejszości. To, co zostało niemal zupełnie zniszczone na poziomie ogólnopolskim musi przetrwać w instytucjach będących emanacją ducha Solidarności. Tej pierwszej z lat 1980-1981 i tej, która ukształtowała ruch Komitetów Obywatelskich i wypełniła treścią ramy obu reform samorządowych.
Aspiracje do odegrania ważnej ustrojowej i politycznej roli w życiu kraju muszą zatem zostać poparte wyższymi niż obecnie istniejące standardami własnej pracy. Dotyczy to nie tylko ograniczenia zjawisk korupcji, nepotyzmu czy klientelizmu, ale także naprawy kultury politycznej w sprawach takich, jak relacje między organem wykonawczym a radą czy sejmikiem, zdolność do rozmowy z różnymi miejskimi grupami interesów. Od samorządu wolno oczekiwać przykładu transparentności i respektowania prawa obywateli do informacji.
Samorząd powinien też sprzyjać odradzaniu się lokalnych elit, wykształcać szerokie poczucie odpowiedzialności za los własnego miasta, powiatu czy gminy. By to uczynić należy odejść od modelu silnego, wszechwiedzącego gospodarza – burmistrza, prezydenta czy wójta – na rzecz tworzenia szerokiej i pluralistycznej politycznie grupy działającej na rzecz rozwoju miasta. Grupy, w której znajdzie się miejsce dla lokalnych posłów, senatorów, radnych sejmiku, ale także liderów społeczności akademickich, animatorów kultury, działających w mieście przedsiębiorców. Co więcej, która będzie w stanie zaprosić do udziału osoby mieszkające w najbliższej okolicy – we wsiach i małych miasteczkach, dla których dane miasto jest funkcjonalnym punktem odniesienia.
Dziś niestety mamy zbyt wiele przykładów agresywnego konfliktu między miastami a gminami ościennymi, między organami miasta i powiatu, między władzami lokalnymi a parlamentarzystami. Spór i rywalizacja należą do natury polityki. Ale należą do niej także zdolność do zawierania kompromisu i brania pod uwagę racji innych. W dobrych demokracjach standardem jest też szacunek dla przeciwnika i uznanie nadrzędnej wartości interesu całej wspólnoty. Samorządy są instytucjami, w których możemy ukształtować kulturową alternatywę wobec polityki pogardy i podsycania nienawistnych emocji.
By to się udało trzeba wywierać na rząd polski, instytucje europejskie, opinię publiczną nieustanną presję. Bronić skarbu decentralizacji władzy, wolności samorządowych, podmiotowości wspólnot lokalnych.
Kazimierz Michał Ujazdowski
tekst został opublikowany w dzienniku Gazeta Wrocławska