Błędu premiera nie da się usprawiedliwić – wywiad

Jacek Nizinkiewicz: Czy premier Mateusz Morawiecki poprawia wizerunek Polski na świecie?

Kazimierz Michał Ujazdowski, współzałożyciel PiS, poseł do PE, były minister kultury: Doprowadził do zmiany przez UNESCO nazwy Auschwitz na Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940–1945): Zmiana na stanowisku premiera miała na celu poprawienie wizerunku Polski, przede wszystkim na arenie Unii Europejskiej. Pierwsze tygodnie urzędowania Mateusza Morawieckiego pokazały jednak, że znajomość angielskiego i europejski sznyt to za mało.

Premierowi brakuje doświadczenia w pracy publicznej, nie rozumie także mechanizmów międzynarodowych. Chcę jednak podkreślić że nawet bardzo sprawne PR-owo rządy, oraz gładki język polityczny nie odwrócą faktów.

Czyli?

Destrukcja Trybunału przyniosła osłabienie naszych zdolności kooperacyjnych w UE oraz popsuła opinię o Polsce. Destruując ład konstytucyjny na własne życzenie utraciliśmy walor aksjologiczny jakim jest szczególny związek Polski z wolnością i solidarnością. Obóz rządzący dużo mówi o doganianiu zachodu, w sferze werbalnej buduje przekaz o tym, że w niczym nie jesteśmy gorsi od Francji czy Niemiec.

Bo nie jesteśmy.

I faktycznie nie jesteśmy, ale żeby to przekonanie utrwalać na zachodzie powinniśmy w sposób cywilizowany prowadzić politykę krajową. Innymi słowy bez realne odmiany polityki wewnętrznej nie uda się odwrócić spadku polskiej pozycji na arenie międzynarodowej. Same słowa nie wystarczą. Zresztą, okazuje się, że i słowa wypowiadane przez premiera Morawieckiego przynoszą odwrotny skutek w stosunku do zamierzeń.

Czy wypowiedź w Monachium o izraelskich sprawcach Holocaustu była błędem premiera?

To błąd którego nie sposób usprawiedliwić. Nie popełnił go wcześniej żaden z polskich polityków. Mam pewność ze żaden z moich współpracowników w MKiDN nie mógłby popełnić takiego błędu.

Jakie są tego źródła poza brakiem doświadczenia państwowego premiera?

Obecną władzę gubi pycha i nieuznawanie dorobku dyplomatycznego poprzedników. Ponieważ w każdej sprawie wszystko chce się zacząć od początku, dysponuje się znacznie mniejszą wiedzą niż poprzednie ekipy rządzące.

Mam wrażenie ze polityka prowadzona jest bez poważnych konsultacji nawet wewnątrz własnego obozu.

Rzeczywiście, jak mówi premier, w 1968 roku nie było Polski i za pogrom kielecki odpowiedzialni się komuniści, nie Polacy?

Polska nie odpowiada za 1968 rok. Nie było suwerennych władz Rzeczypospolitej , a kampania antysemicka była podjęta przez władze partii komunistycznej w następstwie walki frakcyjnej. Kościół i niezależna opinia publiczna wystąpiła w obronie pokrzywdzonych Polaków pochodzenia żydowskiego. Uczciwi ludzie reagowali wtedy jednoznacznie. Jest Solidarność przemówiła w imieniu narodu, wyraziła piękny patriotyzm oraz umiłowanie Ojczyzny połączone z szacunkiem dla innych narodów. No ale ta władza nie potrafi pochwalić się poza Polska tradycja Solidarności, mam wrażenie że ją zaniedbuje mimo wielokrotnych deklaracji i odwoływania się do niej.

Jak polski rząd powinien zachować się w relacjach polsko-izraelskich?

Wszystkie rządy w Polsce po roku 1989 były jednoznacznie proizraelskie, w tym rząd PiS w latach 2005-2007. Dialog historyczny, empatia wobec uczuć Żydów w stosunku do Holocaustu oraz prawda historyczna cechowała działania polskich instytucji państwowych. Prosta kontynuacja tej polityki umacniałaby nasze bilateralne relacje. Obecnie, ze względu na doniosłość kryzysu, konieczne są wyjątkowe kroki na rzecz naprawy stosunków. Powołana niedawno Polsko izraelska grupa ds. dialogu to za mało. Rząd powinien prowadzić rozmowy na najwyższym szczeblu – premiera i szefa MSZ. Dobrze, że doszło do rozmowy premierów Polski i Izraela w niedzielę.

Co zrobić aby wyjść z kryzysu?

Konieczne wydaje mi się skorygowanie kontrowersyjnego przepisu – będzie to odebrane jako gest dobrej woli i sygnał do dialogu. Nie chodzi tutaj o pisanie prawa pod dyktando innego państwa, ale o zapewnienie dobrych relacji z partnerami przy jednoczesnej obronie polskich interesów. Ustawa o IPN nie przynosi Polsce realnych korzyści, na mocy tych przepisów nikt nie będzie w stanie ścigać zagranicznych dziennikarzy powielających nieprawdziwe informacje. Skoro prawo nie przyniesie realnych skutków a konfliktuje nas z sojusznikami to jaki ma sens utrzymywanie go w obecnym kształcie? Do jego zmiany namawiają przecież także osoby związane z obozem rządzącym jak pani Zofia Romaszewska czy premier Jan Olszewski.

Polski rząd ma kapitulować pod naciskiem obcego rządu?

Wycofanie się ze złych przepisów nie będzie w żadnym razie kapitulacją. Postulowałbym również zwiększenie środków na dialog naukowy – myślę tu o międzynarodowej konferencji naukowej, stypendiami dla historyków badających dzieje II wojny światowej ale również historii Polskich Żydów przed wojną. Doraźnie przyniosłoby to dobry skutek – byłby to jasny sygnał o dobrej woli ze strony Polski. Długofalowo, badania historyczne i działania edukacyjne są kluczem do dobrej opinii o Polsce w przyszłości. Szczególnie, że świadków Holokaustu oraz Żydów mających do Polski bliski, emocjonalny stosunek z każdym rokiem jest coraz mniej.

A czy nie jest tak, że to Izrael rozgrywa dzisiaj Polskę przed wyborami, a Polska jest ofiarą w walce między konkurencyjnymi ugrupowaniami?

Na pewno sprawa polska jest wykorzystywana w bieżącej walce politycznej w Izraelu. Jestem jednak przekonany, że ustawa o IPN i wypowiedzi polityków PiS odniosłyby podobny skutek w każdej sytuacji. Dowodzą tego reakcje środowisk żydowskich w Polsce które nie biota czynnego udziału w życiu politycznym Izraela.

Czy Polska traci na konflikcie z USA?

Wiedza o bardzo bliskich relacjach izraelsko – amerykańskie to elementarz elementarza politycznego. Nie można prowadzić polityki wobec Izraela w oderwaniu do kontekstu sojuszu z USA. Tym bardziej, że pod administracją Donalda Trumpa stosunki te jeszcze bardziej się umocniły. W sposób naturalny więc złe stosunki z Izraelem przekładają się na nasze relacje z USA. Oświadczenie Rexa Tillersona, bezprecedensowe w historii relacji polsko-amerykańskich pokazało skalę szkód. Przy skłóceniu Polski z państwami UE relacje z USA powinny być szczególnie pielęgnowane. Rząd nie wziął pod uwagę reperkusji międzynarodowych ustawy o IPN, która po roku leżenia w zamrażarce została uchwalona na użytek polityki wewnętrznej, po materiale TVN o organizacji nazistowskiej.

To posuniecie obnażyło skale niekompetencji i dowiodło braku strategii politycznej w stosunkach międzynarodowych.

Czy ustawa o IPN powinna również podejmować tak jednoznacznie temat banderyzmu?

Używanie prawa karnego w tej sprawie nie może przynieść nic poza dodatkowym pogorszeniem relacji. Polska ma prawo odnosić się bardzo surowo do rewitalizacji tradycji Bandery i trzeba mozolnie tłumaczyć naszym ukraińskim partnerom ze odwołanie to szkodzi naszym relacjom i patriotyzmowi ukraińskiemu jako podstawie niepodległego państwa. Mówiąc to musimy podkreślając wolę współpracy i wsparcia dla prozachodnich aspiracji Ukrainy. Miara dobrej polityki jest sprostanie trudnym wyborom i utrzymywanie sojuszu ważnego ze względu na bezpieczeństwo Polski w dyskomfortowych warunkach . używanie instrumentarium karnego jest całkowicie nie na miejscu.

Czy przeszłość i historia powinny determinować politykę zagraniczną? Pogrzebią polskie relacje z sojusznikami zagranicznymi?

Przeszłość mogłaby być atutem polityki zagranicznej gdyby obóz władzy dysponował doświadczeniem i empatią. Miarą dobrej polityki pamięci jest uniwersalizacja własnego dziedzictwa , nie zaś natrętne epatowanie własnymi przewagami. Jako państwo które pierwsze oparło się Niemcom Hitlera i zorganizowało największy w Europie ruch oporu możemy być obrońcami prawdy historycznej w skali międzynarodowej .Nie można jednak pogłębiać błędów jak w przypadku nowelizacji ustawy o IPN i mieć zdolność do uniwersalizacja własnych racji. Polska ma pięknie zapisana kartę historii 20 wieku. Wystarczy umiejętnie promować nasz wkład w pokój w Europie i walkę z totalitaryzmami. Aktywna dyplomacja i kreowanie „soft power” długofalowo przyniosłoby Polsce pożytek. I ostanie 28 lat, mimo wielu zaniechań i błędów podniosło reputacje polski także w sferze historycznej.

Czy PiS złożyło politykę międzynarodowa na ołtarzu „godnościowej” polityki wewnętrznej i słupków poparcia?

Kierownictwo PiS nie po raz pierwszy używa stosunków międzynarodowych do kreowania sukcesów w polityce wewnętrznej. Jest to pewien modus operandi tej formacji. Przynosi to złe skutki, których naprawa trwa latami.

Instrumentalnie wykorzystywana jest kwestia uchodźców, podniecane są nastroje antyniemieckie, które przypominają narrację PRL wobec RFN w latach 60, a potem 80tych, kiedy Reagan był zestawiany z Krzyżakami na plakatach propagandowych. Na zachodzie budzi to głębokie niezrozumienie i multiplikuje złe opinie o Polakach. Odbija się to na różnych płaszczyznach, nie tylko relacji międzypaństwowych ale także stosunku wobec Polaków pracujących na zachodzie dających przykład pracowitości i reprezentujących to co najlepsze w naszej narodowej naturze. Polityka zagraniczna jest sprawą ciągłej i długoletniej pracy.

Łatwo zniweczyć ten wysiłek?

Bardzo łatwo pogrzebać długoletnie wysiłki dla paru procent poparcia. Jest to jednak polityka nie tylko krótkowzroczna ale przynosząca Polsce realne szkody bieżące. W istocie polityka zagraniczna palona jest na ołtarzu walki wewnętrznej. W efekcie nasze aktywa na arenie międzynarodowej ulegają redukcji. Jest to w jakimś stopniu zła właściwość współczesnej polityki zorientowanej na zarządzania emocjami dla celów krótkoterminowych. Tylko ze dojrzałość polityczna dyktuje trzymanie miary i prymat interesu państwowego. Niestety obóz władzy przekroczył już wiele granic. Telewizja publiczna przedstawia przeciwników rządu , a nawet protestujące grupy zawodowe jako niegodziwców. Telewidz słyszy że każdy imigrant jest potencjalnym terrorysta. W pierwszym okresie swojego istnienia pis nawiązywał do pięknych tradycji polskiego patriotyzmu gdzie miłość do Ojczyzny związana była z szacunkiem do innych. Dziś psuje się patriotyzm obciążając go złymi emocjami i wyzbywa go ze zdolności do krytycznej refleksji.

Czy Polska może dostać mniejsze pieniądze w nowej perspektywie budżetowej ze względu na praworządność?

Problemy z praworządnością nie sprzyjają budowie dobrego klimatu wokół przyszłego budżetu UE. W sytuacji, w której nie brakuje głosów kwestionujących sens polityki spójności w obecnym wymiarze, propozycja KE wychodzi naprzeciw obawom i oczekiwaniom tych, którzy wskazują, że po latach obecności w UE Polska nie powinna być tak dużym beneficjentem środków unijnych. Związanie partycypacji w budżecie z kryteriami praworządności może być też argumentem, który przekona płatników netto do przekazania większych kwot do budżetu.

Kiedy broniłem niezależności TK miałem na względzie dobro państwa i obywateli a nie opinię Komisji Europejskiej. Jednocześnie przestrzegałem, że destrukcja demokracji konstytucyjnej ograniczy nasze możliwości sojusznicze w UE. To się właśnie dzieje. Niestety trzeba liczyć się ze stratami finansowymi nawet jeśli nie będzie to decyzja sformalizowana.

z Kazimierzem M. Ujazdowskim rozmawiał Jacek Nizinkiewicz

wywiad dla www.rp.pl