Jak długo, panie pośle, może potrwać proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii?
Kazimierz Ujazdowski: Ze względu na nagromadzenie materii negocjacyjnej, wyjątkowość sytuacji – to pierwszy przypadek opuszczania Unii przez duży kraj – to rozstanie musi potrwać. Tym bardziej że poważnie rzutuje i na życie gospodarcze, i na status obywateli.
Są głosy, że potrwa dwa lata, ktoś rzucił, że nawet 15 lat.
Tyle może trwać rozstanie w sensie usunięcia wszystkich skutków długiego życia pod rządami wspólnych traktatów. Zakładam jednak racjonalność, zwłaszcza Brytyjczyków. Jeśli będą podtrzymywać wolę wyrażoną w referendum i notyfikują wystąpienie jeszcze przed wakacjami, to rozpoczną się negocjacje. Nie sądzę, by trwały dłużej niż rok, traktaty mówią o dwóch latach, z możliwością przedłużenia, ale za zgodą obu stron. Procedura nie przewiduje jednak rozłożenia wystąpienia z Unii na raty. Traktaty przestaną obowiązywać z chwilą wejścia w życie umowy „rozwodowej”.
Co polski rząd może zrobić, aby złagodzić skutki Brexitu dla naszych rodaków na Wyspach?
Polska powinna wprowadzić racjonalny ton w rozmowy o rozłączeniu, gdyż mogą być zaburzone przez nerwowość i zawziętość aktorów tego sporu, by doszło do zawarcia traktatu Unii z Wielką Brytanią, który ustabilizuje sytuację. Mamy szansę odegrać rolę istotnego mediatora, a jednocześnie osłonić interesy Polaków w Wielkiej Brytanii, tym bardziej że obie strony mają ważne instrumenty w ręku. Na stole rozmów będzie leżała kwestia statusu obywateli brytyjskich stale mieszkających w Unii.
Czyja to porażka?
Wszystkich, bo jej źródła są wielorakie. To m.in. federalizm w wersji centralistycznej i protekcyjne traktowanie krajów unijnych przez część biurokracji brukselskiej, a także populistyczna przemiana polityki. My, Polacy, powinniśmy się jednak skupić na szukaniu sojuszników i narzędzi służących naszym interesom w Unii.
—rozmawiał Marek Domagalski
Wywiad opublikowany w dzienniku „Rzeczpospolita”