Nikt nie może się cieszyć z tego, że osiem lat po upadku komunizmu Polska nie ma konstytucji — aktu określającego fundamenty wspólnoty politycznej. Jednak dziś każdy, kto pragnie, byśmy mieli akceptowaną przez większość narodu Konstytucję III RP i by była ona aktem państwa nowoczesnego, wolnego od socjalistycznych rozwiązań ustrojowych, powinien działać na rzecz zawieszenia debaty konstytucyjnej. Projekt konstytucji ZN jest aktem partykularnym w zakresie aksjologii i — co nie mniej istotne — w wymiarze ustrojowym nie różni się na lepsze od obowiązującego dziś prowizorium konstytucyjnego. Lewica proponuje też taki sposób przyjęcia konstytucji, który czyni ją w dzisiejszych warunkach aktem mniejszościowym, będącym źródłem stałego konfliktu ustrojowego.
Błędy aksjologiczne projektu widoczne są gołym okiem. Preambuła przemilcza fakt, że odzyskanie niepodległości nastąpiło po zmaganiach z komunistycznym totalizmem. Brak w niej wyraźnego konstytucyjnego umocowania III Rzeczypospolitej i stwierdzenia, że niepodległe państwo polskie ma być zbudowane na innej podstawie etycznej niż ułomna państwowość PRL. W trakcie parlamentarnych prac konstytucyjnych zakwestionowano przedstawione przez opozycję prawicową propozycje pełnej ochrony życia ludzkiego i uznania rodziny za wspólnotę podstawową, której prawa powinny być honorowane w każdej dziedzinie życia społecznego.
Nie mniej istotne jest to, że projekt utrzymuje anachroniczną strukturę państwa i zawiera wiele błędów ustrojowych. Tadeusz Mazowiecki namawia do rzeczowej dyskusji o rozwiązaniach konstytucyjnych. Problem jednak w tym, że projekt, którego jest współautorem, zawiera tak wiele wad, iż trudno mówić o zasadniczej różnicy w stosunku do obecnie obowiązujących przepisów. Wymieńmy kilka kwestii. Projekt nie uznaje własności prywatnej za zasadę ustrojową. Własność prywatna w konstytucji powinna być ujęta nie tylko jako prawo jednostki, lecz także w postaci zasady ustrojowej, zgodnie z którą gospodarka narodowa opiera się na własności prywatnej. Zasada ta stwarzałaby konstytucyjne podstawy reprywatyzacji i prywatyzacji mienia państwowego. Tymczasem artykuł 19 projektu, jedyny dotyczący własności, w części zasadniczej projektu milczy o własności prywatnej, co stwarza niebezpieczeństwo, że pod pretekstem równouprawnienia różnych typów własności utrzymywana będzie dominująca pozycja własności państwowej, a roszczenia osób, którym w latach czterdziestych zagarnięto własność, nie uzyskają konstytucyjnej ochrony.
Rozwiązania dotyczące samorządu terytorialnego nie dają konstytucyjnych podstaw praktycznej decentralizacji państwa. W miejsce konstytucyjnego umocowania powiatu mamy coś, co można by nazwać zapisem poglądów partii parlamentarnych na ten temat. Artykuł 160 projektu stanowi, że podstawową jednostką samorządu terytorialnego jest gmina, a „inne jednostki samorządu lokalnego i regionalnego albo regionalnego określa ustawa”. Wolno chyba zapytać, dlaczego prawicowa opozycja głosząca potrzebę walki z centralizmem ma popierać formuły konstytucyjne, które są w tej kwestii w najlepszym wypadku neutralne, co znaczy, że nie stwarzają żadnych kłopotów tym siłom politycznym, które zainteresowane są w utrzymywaniu dominacji biurokracji centralnej.
I wreszcie kwestia, którą szczególnie zainteresowana jest polityka konserwatywna. Chodzi o postulat pełnej ochrony wolności nauczania. Nowa konstytucja powinna chronić tę postać wolności w zakresie obejmującym prawo do zakładania szkół, prawo do wyboru szkoły, prawo do subwencji ze strony państwa i autonomii programowej oraz wychowawczej szkół. Pozytywnym przykładem takich rozwiązań może być Francja, gdzie mimo konfliktu między państwem a katolickim szkolnictwem szkolnictwo to korzysta z pełnej ochrony konstytucyjnej (wraz z nakazem dotowania szkół niepaństwowych) , która uniemożliwia rządowi i parlamentowi dowolne ograniczanie jego wolności i autonomii. Chodzi zatem o to, by konstytucja potwierdzała zasadę równouprawnienia różnego rodzaju szkół, zasadę, która dziś w Polsce nie jest w praktyce przestrzegana. Projekt konstytucji nie mówi nic o tej zasadzie ani nie „wspiera” autonomii programowej szkół i odwołuje się w tym zakresie do ustawy, która ma w przyszłości określić „udział władz publicznych w finansowaniu szkół niepaństwowych”. Wolno w tym miejscu zapytać, jaki użytek będziemy mogli uczynić ze skargi konstytucyjnej, skoro prawa jednostki i rodziców korzystają z tak słabej ochrony konstytucyjnej?
Można wskazać na wiele innych błędów projektu, m. in. odnoszących się do sądownictwa konstytucyjnego czy finansów publicznych państwa. W przepisach przejściowych projekt zakłada, że w ciągu dwóch lat orzeczenia TK w stosunku do ustaw uchwalonych przed wejściem w życie konstytucji nie będą ostateczne i poddane zostaną weryfikacji Sejmu. Ten przepis to nic innego jak forma obrony fatalnego ustawodawstwa przed konstytucyjną weryfikacją. Tymczasem wielkim zadaniem konstytucji i stojącego na jej straży TK powinno być usunięcie ustawodawstwa sprzecznego z prawami jednostki i ideą państwa prawa. Piszę o tym dlatego, że naprawdę nic oprócz interesu wyborczego lewicy nie przemawia za akceptacją tego projektu i szybkim referendum konstytucyjnym.
Decyzja, by ten właśnie projekt poddać pod referendum zatwierdzające w najbliższych miesiącach, otwiera wieloletni konflikt wokół konstytucji. Wybrany w 1993 roku parlament przez trzy lata nie potrafił wywiązać się z zadania konstytuanty. W tym czasie podjął arbitralne rozstrzygnięcia w sprawach, które bezpośrednio dotyczyły materii konstytucyjnej (ochrona prawa do życia) . Dziś, gdy poparcie dla opozycji parlamentarnej sięga 40 procent deklarujących udział wwyborach, proponuje się, by konstytucja zatwierdzona była w drodze referendum, w warunkach, wktórych brak 50- procentowej frekwencji nie będzie wpływał na wynik wyborczy. Nawet jeśli projekt konstytucji będzie formalnie zaakceptowany, to faktyczny jego wynik uczyni z nowej konstytucji akt z nieprawego łoża. Formalne rozstrzygnięcie w referendum nie osłabi bowiem wymowy społecznej faktu, że będziemy mieli konstytucję mniejszościową.
A zatem SdRP, PSL, UW i UP forsują przyjęcie projektu w momencie, w którym nie jest możliwy autentyczny kompromis konstytucyjny. Formalne uchwalenie konstytucji w kształcie, który proponuje Komisja Konstytucyjna, oznacza, że Polska będzie przez najbliższe lata krajem parlamentarnego kryzysu konstytucyjnego. Tryb referendum konstytucyjnego, który zakłada, że mniejszość obywateli może decydować o zatwierdzeniu konstytucji, powoduje osłabienie legitymacji tego aktu prawnego. Prawica będzie zmuszona do kwestionowania trybu jej przyjęcia, a po wyborach parlamentarnych podejmować będzie próby jej nowelizacji. Będzie zmuszona to czynić w imię racji fundamentalnych i woli budowania nowoczesnych instytucji ustrojowych. Ci, którzy dążą do przeprowadzenia referendum przed wyborami, a kompromis konstytucyjny rozumieją jako porozumienie partii parlamentarnych, biorą odpowiedzialność za to, że zamiast nowej konstytucji będziemy mieć permanentny kryzys konstytucyjny. Jest jeszcze czas, by zapobiec tej perspektywie. Dziś bowiem prawdziwy kompromis konstytucyjny polegać może na wstrzymaniu prac nad konstytucją na okres kampanii parlamentarnej.
Wymaga to jednak wzniesienia się ponad polityczny egoizm.
Kazimierz M. Ujazdowski
Artykuł opublikowany w dzienniku „Rzeczpospolita”